ZROZUMIENIE UMOŻLIWIA ZASTĄPIENIE NIERACJONALNYCH DZIAŁAŃ LUB BEZRADNOŚCI PRZEZ DZIAŁANIA RACJONALNE


Marian Mazur, Cybernetyka i charakter. Wyd. 1, PIW, Warszawa 1976.


4. System

Tradycyjna matematyka wytworzyła nawyk traktowania rzeczywistości w sposób ciągły (jako continuum). Na osi liczbowej z zaznaczonymi liczbami 0, 1, 2, 3 itd. można sobie wyobrażać wszelkie liczby pośrednie między nimi. W równaniu matematycznym ciągłej zmianie zmiennej niezależnej odpowiada ciągła zmiana zmiennej zależnej. Można to zobaczyć, gdy np. z upływem czasu wysokość słupa rtęci termometru włożonego do nagrzanej wody wzrasta płynnie, wskazując kolejno wszelkie pośrednie temperatury. Przy rozciąganiu drutu zmienia się płynnie jego długość itp. Nie był to wcale sposób zły i nadal oddaje ogromne usługi, zwłaszcza w technice.

Okazał się on jednak nieprzydatny w problemach społecznych, i to tak dalece, że doprowadziło to do przeświadczenia, iż zajmujące się nim dyscypliny są czymś odrębnym od dyscyplin „ścisłych”, posługujących się pomiarami i obliczeniami. Z czasem specjaliści z dyscyplin społecznych, robiąc „cnotę z występku”, zaczęli sobie nawet przyznawać coś w rodzaju „taryfy ulgowej”, zwalniającej ich od naukowych rygorów ścisłości sformułowań i dowodzenia twierdzeń. Jednakże błogostan ten zaczyna być spychany w przeszłość przez nadchodzącą naukę „jutrzejszą”.

Jedną z radykalnych zmian wprowadzanych przez nowoczesną naukę jest traktowanie rzeczywistości w sposób nieciągły, na kształt mozaiki utworzonej z poszczególnych klocków, układających się w rozmaite konfiguracje.

Doszło do tego w wyniku działań z różnych stron naraz. Powstała logika matematyczna, a wraz z nią pojawiły się pojęcia „zbioru” (elementów) i „relacji” (między elementami). Zbiór w logice matematycznej może mieć dowolną liczbę elementów, nawet nieskończenie wielką, może mieć jeden element (zbiór jednoelementowy) lub nie mieć żadnego (zbiór pusty), ale nie może być zbioru zawierającego np. półtora elementu.

Gdy z rozwojem techniki zajmowano się urządzeniami coraz bardziej złożonymi, zaczęto odczuwać potrzebę wyodrębnienia ich części ze względu na ich zadania i wzajemne powiązania, niezależnie od tego, czy jakaś część jest tylko kawałkiem drutu (jak np. antena), czy wielką elektrownią.

I wreszcie cybernetyka z dzielenia rzeczywistości na powiązane ze sobą elementy uczyniła metodę. Okazała się ona przydatna do rozwiązywania problemów dowolnego rodzaju, bez względu na to, czy chodzi w nich o maszyny, organizmy, społeczności itd.

Wszystko to wywołało potrzebę posługiwania się ogólnym pojęciem czegoś, o czym wiadomo, że składa się z jakichś elementów i że te elementy są ze sobą powiązane jakimiś relacjami. Pojęciu temu nadano nazwę według następującej konwencji terminologicznej: system jest to zbiór elementów i zachodzących między nimi relacji.

Jest to podstawowe pojęcie cybernetyki, odgrywające w niej tak istotną rolę, że z powodzeniem można by określić cybernetykę jako naukę o zachowaniu się systemów. Ponieważ cybernetyka jest nauką konkretną, więc elementami systemów są fragmenty rzeczywistości, relacjami zaś oddziaływania między nimi.

Jak wspomniano w rozdziale 1 cybernetyka zajmuje się rodzajami funkcjonowania, a nie rodzajami tworzywa. Zgodnie z tym, w rozpatrywaniu systemu bierze się pod uwagę przede wszystkim relacje. Zbiór relacji jest określany jako struktura systemu.

Pojęcie systemu okazało się tak użyteczne, że spotyka się je również w publikacjach wielu monodyscyplin, przy czym ich autorzy często nie zdają sobie nawet sprawy, że odwołują się do cybernetycznej aparatury pojęciowej.

Oprócz posługiwania się terminem „system” stosuje się schematy cybernetyczne, w których systemy są zwykle przedstawiane za pomocą prostokątów, a oddziaływania między systemami za pomocą linii prostych lub łamanych, zaopatrzone w strzałki wskazujące kierunki oddziaływań.

Gdy system składa się z takich elementów, które same są systemami, każdy z nich określa się jako podsystem. Ponadto systemy mogą być elementami innego systemu, który wtedy określa się jako nadsystem.

Te konwencje terminologiczne bardzo ułatwiają przedstawianie rozmaitych skomplikowanych tworów jako nadsystemy złożone z systemów, które z kolei składają się z podsystemów.

O tym, jaki fragment rzeczywistości traktować jako system i jakie w nim rozróżniać podsystemy, rozstrzyga oczywiście ten, komu to jest potrzebne do rozwiązania określonego problemu.

Często rozważania dotyczą tylko jednego systemu, nie należy jednak przy tym zapominać, że jest on tylko fragmentem rzeczywistości, której cała reszta nadal przecież istnieje. Znaczy to, że wyodrębnienie jednego systemu jest równoznaczne z podziałem całej rzeczywistości na dwa systemy, z których jednym jest system rozpatrywany, drugim zaś reszta rzeczywistości, określana jako otoczenie rozpatrywanego systemu. Na schematach cybernetycznych nie zaznacza się otoczenia, uważając jego istnienie za oczywiste. Konieczne jest jednak zaznaczenie za pomocą strzałek, jak na rys. 4.1 oddziaływań między systemem a jego otoczeniem.

Rys. 4.1 Schematyczne oznaczenie systemu
Rys. 4.1 Schematyczne oznaczenie systemu

Oddziaływanie otoczenia na rozpatrywany system określa się jako oddziaływanie wejściowe, miejsce zaś, w którym dochodzi ono do tego systemu, jako wejście.

Oddziaływanie rozpatrywanego systemu na jego otoczenie określa się jako oddziaływanie wyjściowe, miejsce zaś, w którym wychodzi ono z systemu, jako wyjście.

Poza takimi oddziaływaniami odbywają się także procesy wewnętrzne sprawiające, że oddziaływania wejściowe zostają przetworzone w oddziaływania wyjściowe. W związku z tym można traktować każdy system jako przetwornik oddziaływań .

Na posługiwaniu się pojęciem systemu polega metoda systemowa rozwiązywania problemów (potocznie nazywana „ujęciem systemowym” lub „podejściem systemowym”).

Jest ona niezwykle użyteczna, wymaga jednak przestrzegania szeregu rygorów:

Przede wszystkim system powinien być dostatecznie ściśle określony, ażeby było wiadomo, co do niego należy, a co nie. Określenie systemu może być nawet bardzo ogólne, ale nie może być ogólnikowe.

Określenie systemu powinno być niezmienne w całym toku rozważań. Jest niedopuszczalne, żeby jakieś elementy były czasem traktowane jako należące do systemu, czasem zaś jako nie należące.

Systemy powinny być rozłączne. Znaczy to, że nie możne być elementów należących do kilku systemów naraz. Przynależność jakichś elementów do jednego systemu musi być równoznaczna z tym, że na pewno nie należą one do żadnego innego systemu.

I wreszcie podział systemu na podsystemy powinien być zupełny. Znaczy to, że nie może być elementów systemu nie należących do żadnego z jego podsystemu.

Przy przestrzeganiu powyższych rygorów rozwiązywanie problemów metodą systemową wymaga jedynie poprawnego stosowania operacji formalnych.

Metoda systemowa ma wiele doniosłych zalet:

Po pierwsze - co zresztą jest zaletą wszelkich metod formalnych - uniemożliwia dowolności interpretacyjne w toku rozwiązywania problemu. Swoboda interpretacyjna istnieje tylko na początku, przy stawianiu założeń, tj. przy ustalaniu, co jest nadsystemem jakich systemów złożonych z jakich podsystemów oraz jakie między nimi występują powiązania (struktura).

Po drugie, metoda systemowa nadaje się również do rozwiązywania problemów dotyczących tzw. systemów wielkich, tj. będących zbiorami bardzo wielu elementów, jak np. funkcjonowanie organizmów, instytucji, miast, społeczeństw itp.

Metody teoretyczne oparte na założeniu ciągłości zjawisk, znakomite w zastosowaniu do procesów jednolitych, nie nadają się do rozwiązywania problemów obfitujących w komplikacje i nieregularności, wymagają bowiem wprowadzenia tylu założeń upraszczających, że wyniki obliczeń zwykle nie znajdują potwierdzenia praktycznego.

Równie mało przydatne są metody empiryczne, gdyż wobec ogromu komplikacji prowadzą do mozolnego gromadzenia mnóstwa danych statystycznych, z którymi nie bardzo wiadomo, co robić, gdyż wywołują bardzo dużo bardzo nieostrych skojarzeń, trudno więc w tak mglistym obrazie wyróżnić któreś jako główne, aby na nich się oprzeć.

Dlatego też w traktowaniu tego rodzaju problemów poprzestano na „wieszczeniu”, tj. wypowiadaniu ogólnikowych poglądów i zapewnianiu o ich słuszności na podstawie osobistych przeświadczeń, z powoływaniem się na cudze wypowiedzi oparte na podobnych przeświadczeniach, jak to i dziś jeszcze można spotkać w publikacjach na tematy historyczne, polityczne, socjologiczne, psychologiczne, pedagogiczne itp.

Metoda systemowa pozwala uniknąć trudności związanych z metodami opartymi na ciągłości zjawisk, gdyż traktuje ona rzeczywistość w sposób nieciągły. W porównaniu z mglistością skojarzeń przy stosowaniu metod empirycznych metoda systemowa odznacza się niezwykłą jasnością, dzieli bowiem rzeczywistość na niewiele dużych systemów o wyraźnych oddziaływaniach i transformacjach. A jeśli chodzi o „wieszczenie”, to metoda systemowa jest jego zaprzeczeniem, opiera się bowiem, jak w nauce ścisłej przystało, na twierdzeniach i ich dowodach.

Nie znaczy to bynajmniej, że metoda systemowa dokonuje cudów - to, co jest wątpliwe nie stanie się niewątpliwe przez zastosowaniu metody systemowej, tym rzeczywistość okpić się nie da. Przeciwnie, metoda ta zwalcza „cuda” w nauce wymaganiem „świadomego macierzyństwa”: wątpliwości trzeba mieć na początku i stawiać problemy jasno, zamiast na końcu przedstawiać rzekome rozwiązania mętnie sformułowanych problemów i wmawiać, że są „oczywiste”.

Po trzecie, w metodzie systemowej szczególnie przejrzyste jest przedstawienie spraw za pomocą schematów cybernetycznych, gdyż dają się oglądać w całości (w odróżnieniu od kolejnego odczytywania wyrazów tekstu literackiego).

I po czwarte, metoda systemowa odznacza się zwięzłością - często treść wymagająca wielostronicowych opisów daje się wyrazić za pomocą schematu narysowanego na małej kartce.

Metoda systemowa jest szczególnie przydatna w szukaniu zbiorów możliwości, daje bowiem gwarancję zupełności zbioru - żadna możliwość nie zostanie przeoczona. I w tym więc ujawnia się przewaga teoretycznych metod cybernetyki nad metodami empirycznymi, w których jest zawsze niepewne, czy zaobserwowano wszystko, co jest, a żadnych informacji nie otrzymuje się o tym, co może być.

Zastosowanie metody systemowej do szukania zbioru możliwości zademonstruję na przykładzie. Przypuśćmy, że pewną maszynę obsługuje robotnik, któremu pomocnik donosi materiały. Od ilu okoliczności zależy skuteczność ich pracy?

Niejeden czytelnik pomyśli, że, no cóż, różne mogą być okoliczności, trudno powiedzieć ile. Poza tym, czy można odpowiedzieć na takie pytanie, nie wiedząc, o jaką pracę chodzi?

Można, i to dokładnie. Zastosowanie metody systemowej dostarcza informacji, że takich okoliczności jest siedem. Jest to widoczne ze schematu na rys. 4.2, przedstawiającego wszelkie możliwe powiązania między maszyną, robotnikiem, pomocnikiem i otoczeniem.

Rys. 4.2 Schemat do przykładu na określenie zbioru możliwości
Rys. 4.2 Schemat do przykładu na określenie zbioru możliwości

Tak więc przystępując do analizy sposobów zwiększania skuteczności pracy, w tym przykładzie należałoby wziąć pod uwagę:

1) jak otoczenie oddziałuje na maszynę (może maszyna rdzewieje, zacina się w skutek zanieczyszczeń z powietrza),

2) jak robotnik oddziałuje na maszynę (może nie umie jej obsługiwać, robi to niedokładnie, naraża ją na uszkodzenia),

3) jak maszyna oddziałuje na robotnika (może męczy go jej hałas, drażnią jej wyziewy),

4) jak otoczenie oddziałuje na robotnika (może ma on niewygodne mieszkanie, musi dojeżdżać do pracy z daleka),

5) jak pomocnik oddziałuje na robotnika (może donosi materiały niedbale lub zbyt powoli),

6) jak robotnik oddziałuje na pomocnika (może na niego pokrzykuje, naśmiewa się z niego),

7) jak otoczenie oddziałuje na pomocnika (może on nie dosypia, źle się odżywia).

Tak tedy metoda systemowa dotrzymała tego, czego dotrzymać powinna, w omawianym zadaniu wskazała wszystkie okoliczności, jest ich siedem, ani jedna mniej, ani więcej.

Mógłby ktoś wtrącić tutaj uwagę, że w każdej z tych okoliczności są wymienione rozmaite sprawy dość wyrywkowo, na przykład dlaczego mówię o niewygodnym mieszkaniu robotnika i niedosypianiu pomocnika, a nie na odwrót, może też któryś z nich jest żonaty i żona mu dokucza, wiele różnych okoliczności można by poruszyć.

To wszystko prawda, ale to nie ma nic do rzeczy - tylko z własnej nadgorliwości (dlatego w nawiasach) wymieniłem to i owo, bez ładu i składu, aby wywołać protesty czytelników. Metodzie systemowej nie można tu nic zarzucić, rozwiązuje ona problemy formalne z dokładnością wynikającą z założeń. Założenia zaś są dane w sformułowaniu zadania, jest tam mowa tylko o trzech systemach (maszyna i dwaj pracownicy), metoda systemowa wskazuje więc wszystkie oddziaływania między nimi, z uwzględnieniem również oddziaływań otoczenia (nie wymienia jednak oddziaływań między maszyną a pomocnikiem, bo w sformułowaniu zadania podano, że tylko donosi on materiały robotnikowi). Wchodzenie w szczegóły, co się na każde z tych oddziaływań składa, należy do tego, komu rozwiązanie zadania jest potrzebne, tego metoda systemowa nie obiecywała.

Czy jednak nie mogłaby wskazać np., że na pracę robotnika może mieć wpływ jego żona? Ależ mogłaby, trzeba tylko tę żonę wprowadzić do treści zadania, np. przez dopisanie: „przy czym robotnik jest żonaty”. Będzie ona stanowić czwarty system, w związku z czym liczba okoliczności wzrośnie z siedmiu do dziesięciu, dojdą bowiem jeszcze trzy: 8) jak żona oddziałuje na robotnika, 9) jak robotnik oddziałuje na żonę, 10) jak otoczenie oddziałuje na żonę.

Nie zwiększa to jednak zakresu możliwości, od początku zbiór ich był zupełny, a tylko te trzy, które doszły, były przedtem ukryte w okoliczności nr 4, teraz zaś zostały z niej wyodrębnione, zwiększa się więc tylko dokładność (szczegółowość) rozwiązania.

Metoda systemowa daje rozwiązanie tak szczegółowe, jakiego się od niej zażąda, trzeba jej tylko takie żądanie postawić, wprowadzając odpowiednie dane do treści zadania.

Przykład ten jest pouczający, uwydatnia bowiem istotne cechy metody systemowej: zapewnia ona przejście od założeń, przez wykonanie operacji, do wyniku. Mówiąc krócej: zapewnia transformację założeń w wynik. Jest jak młynek do kawy, który miele dobrze, ale tylko to, co się do niego wsypie.

W omawianym zadaniu operacje polegają na sporządzeniu schematu, narysowaniu wszystkich oddziaływań, a potem ich policzeniu.

Postępowanie to jest tak proste, ponieważ wszystkie założenia zostały podane w zadaniu. Gdyby jednak zadanie brzmiało: „usprawnić pracę stanowiska nr 15”, rozwiązujący musiałby sam postawić założenia. W tym celu udałby się na miejsce, zobaczyłby, ilu tam pracuje robotników, na jakich maszynach, jak praca jest zorganizowana itd., po czym dopiero zastanowiłby się, na ile systemów cały ten nadsystem warto podzielić, aby otrzymać wynik z dostateczną dokładnością.

Bliższych wyjaśnień wymaga sprawa rozróżnialności systemów.

Oddziaływanie wyjściowe systemu jest zależne od oddziaływania wejściowego i od właściwości tego systemu. Czy jeżeli właściwości systemu zmienią się, jest to wciąż ten sam system, czy też przestał istnieć, a został zastąpiony przez inny system?

Jest to pytanie istotne, gdyż w praktyce zmiany właściwości systemów nie tylko zachodzą, ale są nawet nieuniknione, ponieważ przetwarzanie oddziaływań polega na przetwarzaniu energii, a droga przepływu energii ulega zmianą spowodowanym przez ten przepływ. W rezultacie więc system przetwarza oddziaływania, ale i oddziaływania przetwarzają system.

Koryto rzeki jest systemem przetwarzającym wodę dopływającą w wodę odpływającą, ale i przepływ wody przetwarza koryto rzeki, bo je przecież żłobi. Maszyna przetwarza surowce w wyroby, ale i sama jest przez to przetwarzana, gdyż ulega zużyciu. Alkoholik trawi alkohol, ale i alkohol trawi alkoholika, itd.

Gdyby, traktując sprawę rygorystycznie, uznać, że system istnieje, tzn. jest wciąż tym samym systemem, dopóki jego właściwości pozostają niezmienione, to w konsekwencji nie można byłoby o żadnym systemie mówić, że istnieje. Aby sobie z tym poradzić, trzeba się umówić co do kryteriów identyczności, określających zmiany, których występowania nie będzie się uważać za przeszkodę w traktowaniu systemu jako pozostającego nadal tym samym systemem. Jest to dopuszczalne pod warunkiem, że się ustalonych kryteriów ściśle potem przestrzega. Bywają z tym kłopoty, ale to już cena prostoty metody systemowej. Zaniedbywanie wymienionych wymagań może prowadzić do błędów i nieporozumień.

Aby to poglądowo zilustrować, nawiąże do mitu o wyprawie Tezeusza na Kretę, gdzie to nić Ariadny umożliwiła mu znalezienie drogi powrotnej z labiryntu. Ale nie o tę nić mi chodzi, lecz o statek, na którym Tezeusz odbył wspomnianą wyprawę. Załóżmy, że wybierając się w drogę powrotną i uwożąc ukochaną Ariadnę Tezeusz kazał na jej cześć wymalować na statku napis „Ariadna” (co nie jest prawdą, bo w micie tego nie było, ale sam mit także nie był prawdą, więc nie mamy się czym martwić), toteż tłum kretyńskich gapiów przyglądający się odjazdowi mówił, że odpływa „Ariadna”.

A dalej mogłoby już być różnie:

1) statek Tezeusza zniósł wyprawę doskonale, a kiedy przypłyną do Aten, mówiono tam, że przypłynęła „Ariadna”;

2) statek Tezeusz zaczął się psuć po drodze, ale mistrzowie ciesielscy wymienili nadwątlone deski na nowe, dzięki czemu statek w należytym stanie dopłyną do Aten, a tam mówiono, że przypłynęła „Ariadna”;

3) statek Tezeusza napotkał na burzę i tak się rozklekotał, że zawinięto do najbliższego portu, a tam wyjmując po jednej desce i przenosząc w inne miejsce zmontowano z nich statek, z zachowaniem pierwotnego napisu, po czym już bez przeszkód dopłynięto do Aten, gdzie ludzie powiedzieli, że przypłynęła „Ariadna”;

4) statek Tezeusza przebywał drogę w coraz gorszym stanie, aż stał się wrakiem, który Tezeusz kazał porzucić w najbliższym porcie i zbudować nowy statek, taki sam jak poprzedni i z takim samym napisem, i na nim dopłyną do Aten, gdzie ludzie mówili, że przypłynęła „Ariadna”;

5) W drodze Tezeusz przesiadł się na zupełnie inny statek, przemianował go na „Ariadnę”, a gdy przybył do Aten, mówiono, że przypłynęła „Ariadna”

6) statek Tezeusza psuł się w drodze coraz bardziej i w stanie szczątkowym cudem dopłynął do Aten, gdzie mówiono, że przypłynęła „Ariadna”

Nie są to oczywiście wszystkie możliwości (innych sześć można by wyliczyć dla przypadków, w których Tezeusz kazał zmienić napis na jakiś inny), ale poprzestańmy na wymienionych powyżej. Za każdym razem w Atenach mówiono, że przypłynęła „Ariadna”. Ale były to przecież różne „Ariadny”. W którym więc wariancie przypłynęła do Aten ta sama „Ariadna”, na której Tezeusz wyruszył w drogę powrotną?

Większość ludzi ma skłonność wiązania identyczności z autentycznością. W związku z tym identyczność „Ariadny” uznano by za niewątpliwą w wariancie 1, a także w wariancie 6, bo chociaż statek przypłyną zdezelowany, to jednak w tym, co z niego pozostało, wszystkie deski były te same co przy odjeździe. W wariancie 2 byłyby niejakie wątpliwości wobec częściowej wymiany desek na inne. W wariancie 3 wszystkie deski pozostały te same, ale po rozbiórce statek przestał istnieć, więc nie bardzo wiadomo, czy po ponownym zmontowaniu był to nadal ten sam statek. W wariancie 4 powstał inny statek, choć będący kopią pierwotnego. W wariancie 5 dopłynął zupełnie inny statek.

Witający powracającego Tezeusza Ateńczycy nic o żadnych deskach nie wiedzieli, więc mówiąc o przypłynięciu „Ariadny”, kierowali się jedynie napisem, jaki widzieli na statku.

Zupełnie inaczej sprawa się przedstawia z punktu widzenia stosowalności metody systemowej. Chodzi w niej przecież o zachowanie się systemu: oddziaływanie wyjściowe nie zmieni się, jeżeli nie zmienią się właściwości systemu i oddziaływanie wejściowe. W nawiązaniu do przykładu, właściwości statku pozostały nie zmienione w pierwszych czterech wariantach, a okoliczność, czy deski były te same, czy nie, jest bez znaczenia, zgodnie z nastawieniem cybernetyki na określanie jak systemy się zachowują, a nie z czego są wykonane. Odmienne jest zachowanie właśnie „autentycznego” statku z wariantu 6 (i oczywiście statku z wariantu 5), z tego więc punktu widzenia jest to już inny system.

Do zamętu w pojmowaniu identyczności systemów przyczynia się też, nurtująca wielu ludzi i wszystkich chyba filozofów, sprawa jaźni, jako że każdy człowiek ma odczucie, iż przez całe życie jest ciągle tym samym „ja”, pomimo że wszystkie komórki w organizmie podlegają wymianie, i to wielokrotnej (nie ma więc w niej ani jednej „tej samej” deski), a i właściwości zmieniają się znacznie z biegiem życia. Omówienie tej sprawy znajduje się w rozdziale 10.

Na razie powróćmy do pytania, jak traktować system o zmieniających się właściwościach. Jest w gruncie rzeczy sprawą tylko terminologiczną, czy uważać, że jest to nadal ten sam system, czy też ciąg kolejno następujących po sobie systemów, pod warunkiem, że przy określaniu oddziaływań wyjściowych bierze się pod uwagę aktualne właściwości systemu.

Natomiast niebezpieczeństwo tkwi w czym innym. To, co w cybernetyce traktuje się ogólnie za pomocą nazwy „system”, gdzie indziej bywa nazywane rozmaitymi nazwami szczególnymi, np. technik posługuje się nazwami poszczególnych maszyn, fizjolog nazwami poszczególnych zwierząt, socjolog nazwami rodzajów instytucji, itd.

To nie tylko sprawa różnicy między nazwą ogólną a nazwami szczególnymi. Słysząc zdanie: „jest tu pięć systemów”, cybernetyk uzna je za niewystarczające i zapyta: „jakich systemów?”, oczekując, że w odpowiedzi dowie się, jakie są ich właściwości jako przetworników oddziaływań oraz jakie mają wejścia i wyjścia, a nie zaznaczenie, że właściwości systemu się zmieniły, uznałby za błąd. Dopiero takie informacje wyjaśniają, o co chodzi - bez nich termin „system” nie znaczyłby dla niego więcej niż np. wyraz „coś”.

Natomiast gdy chodzi o używanie nazw szczególnych, nikt takich rygorów nie przestrzega. Na przykład, słysząc zdanie: „Było tam pięcioro dzieci” - nikt się nie zdziwi: „Dzieci? jakich dzieci?”. Wiadomo, co to jest dziecko. Nazwy mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości, wystarczy więc posługiwać się nazwami, ażeby wszystkim było wiadomo, o czym jest mowa.

Przeświadczenie to jest podłożem „magii słów” - na czym ona polega, objaśnię za pomocą zmyślonej przeze mnie tym celu następującej opowiastki.

Przed pięciuset laty założono dwa uniwersytety, jeden w mieście Rogowie, drugi w mieście Makowie, obsadzając je wybitnymi uczonymi. Dalsze jednak losy tych uczelni potoczyły się odmiennymi drogami.

Wkrótce po założeniu Uniwersytetu Rogowskiego jego kadra naukowa uległa rozproszeniu po innych uniwersytetach, a na jej miejsce przyszli ludzie mierni, którzy zostawili po sobie jeszcze gorszych następców, tematycznie przerzucano się na coraz to nowe kierunki, w żadnym nic godnego uwagi nie osiągając, i tak pozostało do dziś.

Natomiast kadra Uniwersytetu Makowskiego zapoczątkowała niezwykle żywą działalność, którą rozwijali równie znakomici następcy, przenosili się tam uczeni z innych uniwersytetów, Uniwersytet Makowski cieszył się międzynarodową renomą, i tak minęło 480 lat. Wówczas rząd uznał, że Maków jest za małym miastem na taką uczelnię, powinna się ona mieścić raczej w Tarnowie, dokąd też przeniesiono prawie całą kadrę i utworzono Uniwersytet Tarnowski.

W rezultacie, obecnie mówi się o „pięćsetletniej tradycji” Uniwersytetu Rogowskiego, chociaż był on i jest niewiele wart i o jakiejkolwiek tradycji nie może być mowy. Natomiast nikt nie mówi o tradycji Uniwersytetu Tarnowskiego, bo cóż za tradycję może mieć uniwersytet istniejący zaledwie 20 lat, pomimo że on właśnie ma tradycję, i to pięćsetletnią.

Ten poglądowy przykład uwydatnia właśnie „magię słów”. Zamiast brać pod uwagę system, rzeczywistość, bez względu na to, czy bywa on określany taką czy inną nazwą, bierze się pod uwagę nazwę, bez względu na to, czy określa ona taki czy inny system. Zamiast utrzymywania nazwy, dopóki trwa system - z trwania nazwy wnosi się o trwaniu systemu.

Takie traktowanie spraw jest bardzo rozpowszechnione, toteż często prowadzi do popełniania błędów, wynikających z poglądów lub decyzji uzależnionych od nazw zamiast od systemów bądź do popełniania nadużyć opartych na wprowadzaniu innych w błąd przez utrzymywanie nazwy, pomimo że system się zmienił, lub przez zmianę nazwy, chociaż system pozostał nie zmieniony.

Ot, przypuśćmy na przykład, że do fabryki „Radiopol” przybyła ekipa organizatorów w celu usprawnienia produkcji i wprowadziła szereg zmian: pewne działy połączyła w jeden, a znów jakiś dział podzieliła na kilka, zmieniła obieg dokumentów itp., po czym odjechała. Gdy po paru latach okazało się, że produkcja wyraźnie się poprawiła, owi organizatorzy zatarli ręce z zadowolenia, że ich reformy były tak skuteczne. Tymczasem były one wręcz szkodliwe, a jakość produkcji poprawiła się dlatego, że w miarę upływu czasu dyrekcja fabryki wymieniła nieodpowiednich pracowników na wykwalifikowanych, pracujących bardzo dobrze, pomimo trudności spowodowanych błędnymi reformami. Źródłem bezpodstawnego zadowolenia reformatorów było to, że porównali oni produkcję „Radiopolu” sprzed reformy z produkcją „Radiopolu” po paru latach, tymczasem były to dwa zupełnie różne systemy (bo o różnych podsystemach, tj. pracownikach, i o różnych oddziaływaniach, tj. sposobach pracy), a tylko nazwa „Radiopol” była ta sama.

Albo działacze sportowi przechwalają się, że ich klub sportowy „Grom”, przed wojną bardzo słaby, po wojnie odnosi sukcesy jeden za drugim. Tymczasem w „Gromie” powojennym nie ma ani jednego sportowca z „Gromu” przedwojennego, z którego w ogóle nic nie pozostało, są to więc dwa różne systemy, choć o takiej samej nazwie.

Albo też fabryka przetworów żywnościowych wypuszcza na rynek produkt pod nazwą „mieszanka turystyczna”, a potem stopniowo zastępuje w nim masło przez margarynę, śmietankę przez zsiadłe mleko, czekoladę przez kakao, nazwa jednak (tudzież) cena pozostaje nie zmieniona, a dyrekcja fabryki udaje, że jest to także nie zmieniony produkt.

Zresztą łatwiej utrzymywać lub zmieniać nazwy niż znać i rozumieć systemy, toteż historia dostarcza aż nadto przykładów reformatorów, którym się wydawało, że gdy ponazywali wszystko inaczej, to reformy zostały dokonane, oraz doktrynerów, którzy za wierność doktrynie uważali trzymanie się terminologii. „Halte dich an Worte!” - radził Mefistofeles uczniowi Fausta, trapionemu wątpliwościami teologicznymi (w Fauście Goethego).

Do nadużyć należy zaliczyć „metodę etykietkową” zwalczania niewygodnych poglądów przez nadanie im „etykietki”, tj. nazwy mającej oznaczać system jakoby skompromitowany, a stąd już prosta droga wiedzie do potępienia zaatakowanego poglądu.

Ludzie stosujący tę metodę „zawodowo” mają zazwyczaj wypracowany zbiór „etykietek” na wszelkie, nawet sprzeczne, okazje, na przykład:

Pogląd Etykietka
„Niczego nie zmieniajmy!”„Konserwatyzm”
„Dokonajmy gruntownych zmian!”„Reformizm”
„Postępujmy jednolicie!”„Schematyzm”
„Uwzględniajmy różne poglądy!”„Eklektyzm”
„Traktujmy wszystkich jednakowo!”„Egalitaryzm”
„Wyróżniajmy uzdolnionych!”„Elitaryzm”

- i tak dalej.

Ktoś, powiedzmy, w dyskusji nad oświatą proponuje zredukowanie ogólnego nauczania matematyki do zakresu odpowiadającego potrzebom wspólnym dla wszystkich zawodów, oraz wyodrębnienie nauczania powyżej tego zakresu tylko dla uczniów zamierzających obrać zawód wymagający głębszej znajomości matematyki. Na to mu się odpowiada, że jest „rzecznikiem elitaryzmu”. Nieopatrzny wnioskodawca czuje się zgromiony i milknie albo wdaje się w dyskusję nad „elitaryzmem”, w której będzie mowa o wszystkim, tylko nie o jego wniosku. Zamiast tego powinien był powiedzieć: „Proszę mi nie zawracać głowy elitaryzmem, mnie chodzi o nauczanie matematyki. „Do takiego jednak postawienia sprawy potrzebna jest pewna wytrwałość i znajomość „metody etykietkowej”, toteż większość ludzi daje się na nią nabrać.

Jako przykład „magii słów” można też wymienić przypadki stwierdzenia, że jakiś sławny obraz jest falsyfikatem - przecież obraz, jako system przetwarzający jego oglądanie w doznania estetyczne, pozostaje ten sam, a tylko jego nazwa została zmieniona z „oryginał” na „falsyfikat”.

Warto wreszcie wspomnieć o „pseudosystemach”, mających nazwy, którym nie odpowiadają żadne systemy. Mógłby się ktoś zdziwić, w jaki sposób doszło do utworzenia nazw bez stwierdzenia jakieś rzeczywistości, do której określenia nazwy te miałyby służyć. Bo też utworzono je w konfrontacji nie z rzeczywistością, lecz z innymi nazwami, najczęściej przez ich zaprzeczenie. Tak na przykład, obok słowa „materialny” utworzono słowo „niematerialny”, obok słowa „przyrodzony” utworzono słowo „nadprzyrodzony” itd. Wprowadziło to zamęt pojęciowy sugerując, że oprócz systemów określanych nazwami „istota materialna”, „zjawisko przyrodzone” istnieją również systemy określane nazwami „istota niematerialna”, „zjawisko nadprzyrodzone” itp., choć są to tylko same nazwy. Takie manipulowanie słowami było oparte na przeświadczeniu, że każde słowo ma pewien zakres znaczeniowy, wobec czego można utworzyć słowo dopełniające na określenie całej reszty z poza tego zakresu, np. skoro coś jest „proste”, to wszystko inne jest „nieproste”. Przeświadczenie to jest słuszne, ale z wyjątkiem pewnej, niewielkiej zresztą, liczby słów mających znaczenia nieograniczone, wobec czego tworzenie dla nich jakichś słów dopełniających jest takim samym nonsensem, jak np. gdyby ktoś słowo „wszystko” chciał dopełnić słowem „pozawszystko”. Do takich właśnie słów należą „materialny”, „przyrodzony”, „fizyczny” itp. Są one potrzebne nie do odróżnienia czegoś spoza ich znaczeń, lecz czegoś o znaczeniu węższym. Na przykład, przedmioty mogą być utworzone z rozmaitych substancji, np. metalowe, gumowe, drewniane itp., w związku z czym mówi się ogólnie „przedmiot materialny” w celu zaznaczenia, że rodzaj substancji jest obojętny, a nie dla odróżnienia od rzekomo mogących istnieć przedmiotów „niematerialnych”.

Podobnie jest ze słowem „fizyczny”, o którym wielu ludzi sądzi, że jego dopełnieniem jest słowo „niefizyczny”, i ma skłonność do odróżniania go np. od „psychiczny”. Tymczasem wszelkie procesy są „fizyczne” (jest potrzebna taka najogólniejsza nazwa), a w szczególności można wśród nich wyróżnić procesy fizjologiczne, psychiczne, technologiczne itp.

Metoda systemowa jest tak użyteczna, że stała się nawet modna, w wyniku czego, obok stosujących ją ze zrozumieniem i przestrzeganiem rygorów naukowych, nie brakuje też usiłujących tylko stwarzać pozory jej stosowania, zwykle przez narysowanie kilku prostokątów na kształt schematów cybernetycznych i wpisanie nazw o niejasnych znaczeniach, bez żadnych konsekwencji dla wywodów, tylko dla wywołania wrażenia nowoczesności ujęcia. Jest to swoista „blaga systemowa”. Niewiedza, nawet przedstawiona środkami cybernetycznymi, nie przestaje być niewiedzą.

Istnieje rozległy obszar nieodpowiedniości nazw do systemów, w którym ciągle jeszcze jest nie dość jasne, jak tę nieodpowiedniość traktować, zwłaszcza gdy chodzi o stosunki prawne. Źródłem wątpliwości są praktyczne trudności odróżniania systemów należących do pewnego nadsystemu od systemów należących do pewnej klasy systemów .

Dla przykładu, nazwa „owoc” może oznaczać system należący do nadsystemu „drzewo” (do którego należą ponadto takie systemy, jak liście, pień, korzenie itd.) albo system należący do klasy „owoce” (do której należą np. jabłka, gruszki, wiśnie itd.). Różnica między przynależnością systemu do nadsystemu a przynależnością systemu do klasy systemów jest bardzo istotna. Polega ona na tym, że w nadsystemie każdy jego system składowy pozostaje w określonych relacjach z innymi systemami przez to, że na nie oddziałuje i one na niego oddziałują, natomiast w klasie systemów relacje tego rodzaju (tj. oddziaływanie) nie występują. Nawiązując do przykładu, losy jabłka zwisającego z gałęzi jabłoni są zależne od tego, co się dzieje z korzeniami jabłoni (przynależność do nadsystemu „drzewo”), natomiast nie mają praktycznie nic wspólnego z tym, że w jakimś innym kraju jakaś gruszka zwisa z gałęzi gruszy (przynależność do klasy „owoce”)

A teraz przyjrzyjmy się, jak to wygląda w odniesieniu do ludzi.

Inżynier Kowalski wraz ze swoją żoną i dziećmi tworzą „rodzinę Kowalskich” - jest to nadsystem, prawo bowiem wiąże te osoby między sobą. Na przykład, Kowalski jest zobowiązany do pokrywania szkód wyrządzonych przez jego dzieci i do spłacania długów jego żony - nie uchronią go od tego żadne zawiadomienia prasowe w stylu „za długi mojej żony nie odpowiadam” (pewien mąż posuną się nawet jeszcze dalej: „za długi mojej żony i moje nie odpowiadam”).

Niezależnie od tego Kowalski ma wielu kolegów, ale to jest tylko klasa „inżynierowie” - za długi żadnego z nich, z tytułu przynależności do tej klasy, Kowalski nie będzie odpowiadał.

Wiele jest jednak sytuacji, w których bynajmniej nie jest jasne, czy chodzi o przynależność do nadsystemu, czy też do klasy systemów.

Oto dwudziestoletni młodzian, Jan Kowalski, awanturując się w sklepie stłukł szybę wystawową, za co w kilka tygodni później został skazany na pokrycie strat i grzywnę. Właściwie z jakiej racji? Przecież Jan Kowalski wybijający szybę był usposobiony awanturniczo, a Jan Kowalski obłożony grzywną jest spokojny - różne właściwości, więc różne systemy, dlaczego stosować przykre oddziaływania na wejściu jednego systemu za oddziaływania wyjściowe innego systemu?

Zgoda na to, że są to systemy różne, ale czy należące do jednego nadsystemu „Jan Kowalski”, czy też do jednej klasy systemów „Jan Kowalski”?

Za interpretacją kolejnych Janów Kowalskich jako jednego nadsystemu przemawia to, że są ze sobą powiązani, bo każdy następny powstaje z poprzedniego, dzięki pamięci mają poczucie tego samego interesu życiowego itd., a wobec tego można pociągnąć cały nadsystem „Jan Kowalski” do odpowiedzialności. W rezultacie za dwudziestoletniego Jana Kowalskiego, który stłukł szybę, będzie musiał zapłacić grzywnę któryś z następnych Janów Kowalskich, konkretnie zaś ten który się okaże uchwytny dla urzędowego poborcy.

Jeżeli jednak upłynie wiele czasu od dokonania karalnego czynu, interpretacja taka stanie się coraz mniej uzasadniona. Na przykład między lekkomyślnym sprawcą, dwudziestoletnim Janem Kowalskim, a poważnym, żonatym i dzieciatym czterdziestoletnim Janem Kowalskim różnice w pojmowaniu interesu życiowego mogą być już tak duże, że jedyne, co ich jeszcze łączy, to figurowanie ich podobizn w albumie fotograficznym, „Jan Kowalski” - jest to już właściwie tylko przynależność do klasy „Jan Kowalski w różnych okresach życia”, trudno zaś karać kogoś jedynie za przynależność do pewnej klasy systemów.

Wielu czytelników może pomyśleć, że są to tylko igraszki słowne mające ukazać rzekome głębie cybernetyki i jej metody systemowej przez komplikowanie spraw prostych. Kowalski ponosi odpowiedzialność, ponieważ jest to wciąż „ten sam Kowalski”.

Jednakże w nowoczesnym prawodawstwie odróżnia się przynależność sprawcy do nadsystemu od przynależności do klasy systemów, zwężając ją lub rozszerzając odpowiednio do fluktuacji poglądów. Na przykład zwężeniem przynależności do nadsystemu jest wyłączenie odpowiedzialności dzieci, ludzi obłąkanych, ludzi cierpiących na zaniki pamięci, ludzi działających pod wpływem nie dających się kontrolować odruchów fizjologicznych (np. torturowanych), ludzi walczących w obronie własnego życia (np. rozbitków czepiających się szczątka statku i spychających przy tym innych w wodę) itp. Chwiejne były poglądy, czy wyłączyć nietrzeźwych - za wyłączaniem przemawia ich niepoczytalność, przeciw wyłączeniu zaś okoliczność, że nie powinni byli doprowadzić się do nietrzeźwości. Wyłącza się sprawców przestępstw bardzo dawnych, chociaż chwiejne są poglądy, czy wszystkie przestępstwa powinny podlegać przedawnieniu oraz jak długiemu.

Z odczuciem, że człowiek to jednak klasa systemów, a nie jeden i ten sam system, można się spotkać również poza obrębem stosunków prawnych. Czyż nie zdarza się, na przykład, że ktoś zobaczywszy ukochaną po trzydziestoletniej przerwie w żaden sposób nie potrafi skojarzyć obu postaci jako jednej i tej samej osoby - dla jego uczuć są to dwa różne systemy. Do podobnych sytuacji odnoszą się powiedzenia: „stał się dla mnie zupełnie obcym człowiekiem”, „gdzie ja wtedy miałam oczy” itp.

W powieści Na zachodzie bez zmian Remarque pisze o żołnierzu powracającym z pierwszej wojny światowej, że nie mógł odnaleźć w swojej wyobraźni żadnych związków z uczniem, którym był on sam przed zmobilizowaniem.

Sycylijska vendetta nakazywała rodzinie, której członek został zabity przez członka innej rodziny, zabić w zamian członka tej rodziny, niekoniecznie zabójcę, mógł to być jakiś jego krewniak, który się nawiną.

I znów pytanie: czy sprawca zabójstwa i jego krewny, który został za to zabójstwo z zemsty zabity, należeli do jednego nadsystemu, czy też do jednej klasy systemów? Mściciele uważali, że do jednego nadsystemu, tj. do zwalczanej rodziny, której członkowie są ze sobą związani wspólnym interesem, wzajemnie się popierają, zapewne razem uplanowali zabójstwo, a przynajmniej je aprobowali, słuszne jest więc, żeby każdy poniósł skutki postępowania pozostałych. Natomiast zdaniem sądu jest to przynależność do rodziny jako jednej klasy systemów, każdy członek rodziny odpowiada za siebie, zabójstwo więc i zemsta to oddzielne zbrodnie indywidualnych osób.

Podobna dwoistość interpretacji tkwi u podłoża każdej represji zbiorowej. Według prawa międzynarodowego mieszkańcy okupowanego kraju należą do jednej klasy „narodowość”, nie wolno więc stosować represji do jednych za czyny drugich. Okupanci natomiast traktują to jako przynależność do jednego nadsystemu „naród”, którego członkowie mają wspólny interes walki z okupantem, pomagają sobie bezpośrednio, a co najmniej pośrednio, a więc ujęcie jednych jako zakładników może okazać się skutecznym środkiem do powstrzymania innych od wrogich wystąpień.

Łatwo zauważyć, że cybernetyczny mechanizm odpowiedzialności jednostkowej i odpowiedzialności zbiorowej jest taki sam: za czyn nieuchwytnego ukarać uchwytnego. W odpowiedzialności jednostkowej chodzi o uchwycenie jednego z kolejnych systemów, a w odpowiedzialności zbiorowej o uchwycenie jednego z jednoczesnych systemów.

Jest też godne uwagi, że wszelkie administracje interesują się elementami człowieka jako systemu, wyszukując wśród nich najtrwalsze i przeciwdziałając ich sztucznym zmianom: szczegóły rysopisu, linie papilarne („odciski palców”) itp. Człowiek jest dla nich tym samym systemem przez całe życie, bez względu na zmiany jego właściwości.

Natomiast doktryny (religijne, polityczne) interesują się właściwościami człowieka jako systemu, dążąc do ich zmiany. Człowiek, który z klasy „grzesznicy” został zaliczony do klasy „nawróceni”, staje się dla nich innym systemem.

Sprawy tożsamości systemów i przynależności do klas systemów mają podstawowe znaczenie dla znajomości ludzkich charakterów i ich roli w stosunkach interpersonalnych. Wielu ludzi doznaje ciężkich cierpień z powodu niemożności rozstrzygnięcia o swoim postępowaniu wobec życiowego partnera: człowiek niby ten sam, a zachowanie inne niż dawniej. Tymczasem sedno sprawy tkwi w tym, że albo ma on zmieniony charakter, i wobec tego należy do innej klasy systemów niż dawniej albo ma on nadal taki sam charakter, ale początkowo błędnie rozeznany (wskutek złudzenia charakterologicznego), czyli należy nie do tej klasy systemów, do której został początkowo zaliczony. Będzie o tym mowa w rozdziale 17.

Cyfryzacja - W.D. (autonom@o2.pl).

© autonom 2003-2017, autonom@o2.pl